Wyniki najnowszych badań dotyczących rzek na świecie są przerażające. Okazuje się, że duże (>1000 km długości), nieuregulowane i nieprzegrodzone sztucznymi barierami rzeki znajdziemy jeszcze tylko w miejscach najbardziej niedostępnych i niezamieszkałych – Arktyce, dorzeczu Amazonki i Kongo. Z mniejszymi rzekami (100-1000 km) sprawa ma się nieco lepiej (analizy dla rzek najmniejszych (<100 km) są w tym artykule niemiarodajne). Jak możecie się domyślać, europejskie rzeki nie należą więc generalnie do wolno-płynących i bardzo dzikich. Jest jednak obszar, w którym wciąż możemy podziwiać wolne rzeki. Obszar ten to Półwysep Bałkański.
Szczególnie jedna albańska rzeka, Vjosa, na dobre „zawładnęła umysłem” autora i stała się poważnym obiektem zainteresowania. Rzeka ta i jej dopływy uznawane są za największy naturalny system rzeczny w Europie. Oznacza to, że ani na Vjosie, ani na jej licznych dopływach nie ma zapór i innych regulacji.
Vjosa (gr. Aṓos, Αώος, alb. Vjosë) to rzeka o długości 272 km. Jej źródła położone są w Górach Pindos w Grecji, większa część biegu znajduje się jednak na obszarze południowej Albanii. Vjosa przebija się przez Epir Albański (część Gór Dynarskich), a następnie przepływając przez Nizinę Albańską uchodzi do Adriatyku na zachód od miasta Fier.
Po obejrzeniu Vjosy na Google Maps, obejrzeniu filmu Blue Heart oraz lekturze paru artykułów i raportów okazało się, że rzeka ta jest warta odwiedzenia nie tylko ze względu na piękne, roztokowe koryto. Według opracowania pt. Eco-Masterplan for Balkan Rivers, rzeki Półwyspu Bałkańskiego są siedliskiem 69 (!) endemicznych gatunków ryb, a tylko w ciągu tygodniowego obozu naukowego nad Vjosą w 2017 roku opisano 2 nowe dla nauki gatunki bezkręgowców.
Nie ma jednak róży bez kolców. W XXI wieku należy mieć na uwadze, że ekosystemy, którymi zachwycamy się dziś mogą przestać istnieć już jutro. Podobnie jest z bałkańskimi rzekami. Planowana jest na nich budowa 3000 zapór. Jeśli plany te dojdą do skutku (a niektóre zapory właśnie powstają) na wyginięcie zostaną skazane dziesiątki gatunków ryb (i oczywiście innych organizmów wodnych).
Zarówno informacje o niezwykłej różnorodności biologicznej, jak i wiedza o zagrożeniach dla bałkańskich rzek, sprawiły, że sposób wykorzystania 9-dniowego weekendu majowego mógł być dla autora tylko jeden. Wycieczka do Albanii.
Już między przejściem granicznym nad Jeziorem Ochrydzkim, a celem podróży, tj. Vjosą, nadarzyła się możliwość do oglądania wielu dzikich rzek. O ile jednak rzeki w tym rejonie są faktycznie dzikie, o tyle w krajobrazie dominują (poza najwyższymi górami) krajobrazy rolnicze i starasowane pod uprawy zbocza gór. Lasów raczej niewiele. Na mostach nie ma tabliczek informujących o nazwach rzek, mapy google także nie dają takiej informacji, a i skala papierowej mapy fizycznej jest dla większości mniejszych rzek zbyt mała. Szkoda, bo rzeki te wcale nie są aż tak małe, na jakie mogłyby wyglądać. Od razu rzuca się tutaj w oczy duża ilość koryt roztokowych i błądzących – czyli tych związanych z dużą energią wody, dużą dynamiką układu nurtów i dużym transportem materiału (Rinaldi 2016). Jest to oczywiście uwarunkowane rzeźbą terenu oraz erozją. Silna erozja wynika z użytkowania ziemi – w Albanii wszędzie powszechnym widokiem jest wypas owiec, kóz i krów, a także wspomniane wcześniej uprawy rolne.
W zasadzie każda z mijanych po drodze rzek spokojnie mogłaby być obiektem badań, czy tygodniowej wyprawy wzdłuż koryta. Wiele z nich jest też zagrożonych przez plany budowy zapór. Nie da się jednak ukryć, że piękno tych rzek blednie przy Vjosie. Plan był prosty – zobaczyć jak największy fragment tej rzeki. Udało się wykonać go w pełni – zobaczyć cały jej albański bieg.
Powszechnie uważa się, że bieg rzeki można podzielić na 3 odcinki: górny, w którym przeważa erozja, środkowy z przewagą transportu i dolny z przewagą akumulacji. O tym, jak błędne jest to uogólnienie można doskonale przekonać się nad Vjosą. Przy greckiej granicy (a więc raczej w górnym biegu) Vjosa akumuluje materiał na szerokiej równinie, a szerokość koryta dochodzi do 800 metrów. Kawałek niżej koryto ma już niecałe sto metrów szerokości, by wiele kilometrów dalej stać się na krótkim odcinku prostym, skalnym korytem o szerokości zaledwie 15 metrów. Po czym znów znajduje miejsce do rozlania się i akumulacji. Schemat powtarza się parę razy, w najszerszym miejscu koryto Vjosy ma ponad 1300 metrów szerokości, a po wytraceniu energii na Nizinie Albańskiej z roztokowego zamienia się w kręte, wcale nie tak szerokie i zdecydowanie mniej dynamiczne koryto.
Bardzo charakterystyczny jest kolor Vjosy – w zasadzie w całym biegu błękitny. Kolor ten wynika z materiału niesionego przez rzekę. Epir Albański to góry zbudowane z wapieni i fliszu – to właśnie wapień nadaje tutejszym rzekom kolor. Mimo, że ciężko oderwać wzrok od rzeki, w jej dolinie udało się zaobserwować parę ciekawych gatunków ptaków oraz wiele roślin – te ostatnie czekają jeszcze w większości na oznaczenie.
Nie samymi rzekami człowiek żyje – na potrzeby tej relacji pominiemy jednak wpisane na UNESCO miasto Gjirokaster i skierujemy się w dół Vjosy – aż do ujścia. By dostać się do ujścia należało przejechać przez… wielkie „piknikowisko” – Albańczycy świętują 1 maja podobnie jak Polacy – przy grillu. Zarośla przed szeroką plażą były więc zapełnione świętującymi rodzinami. Samą plażę przemierzały czarne Mercedesy (Mercedes to najpopularniejsza marka samochodu w Albanii) oraz nieliczne ptaki – piaskowce, sieweczki morskie i rybitwy białoczelne. Pewnie niejeden lęg na plaży skończy pod kołami Mercedesa. Oczywiście plażą można też spacerować – co z przyjemnością uczyniliśmy.
Przy ujściu Vjosy rozciągają się duże mokradła, prawdopodobnie częściowo solniska. Na mokradłach można obserwować już nieco więcej życia niż na plaży – m.in. flamingi różowe, czaple modrodziobe i różne siewkowce. O ile Vjosa faktycznie jest w całości dziką rzeką, o tyle w samym ujściu znajduje się bariera dla ryb. Prawdopodobnie okresowo sieci rybackie przegradzają całą szerokość ujścia rzeki! Przy prymitywnej konstrukcji zbudowano równie prymitywne chaty, z których korzystają miejscowi rybacy.
Po zobaczeniu całości Vjosy nadszedł czas na góry w parku narodowym Parku Kombëtar „Mali i Tomorrit” i inne rzeki – skrót na paru zdjęciach.
Podsumowując, albańskie rzeki bez cienia wątpliwości zasługują na miano „błękitnego serca Europy”. Serce to może jednak przestać bić, a przynajmniej poważnie zachorować. Wszystko to za sprawą planów budowy hydroelektrowni i innych zapór. O planach tych przeczytacie na balkanrivers.net. Strona ta jest także kopalnią wiedzy o bałkańskich rzekach – serdecznie polecamy. W aktualnościach znajdziecie aktualne petycje i inne ważne informacje z kampanii „Save the Blue Heart of Europe„. Nie pozwólmy na zamianę wolnych, bałkańskich rzek w zbiorniki zaporowe – jak na poniższym zdjęciu.
Powstała inicjatywa utworzenia Vjosa Wild River National Park – Parku Narodowego Dzikiej Rzeki Vjosy, który obejmowałby całą Vjosę wraz z dopływami. Stanowczo popieramy ten pomysł!
Tekst i zdjęcia: Piotr Bednarek
Wyprawa wspólnie z Larą – dziękuję!
PS. Oczywiście wycieczka ta była prywatną inicjatywą Piotra i Lary. PTP Wolne Rzeki nie finansowały wyprawy, strona internetowa organizacji to po prostu dobre miejsce na przedstawienie tak rzecznego tematu, związanego też z ochroną przyrody.